Wczoraj nie miałam czasu dodać bilansu. Rano pojechałam zrobić badania lekarskie do pracy. Pani doktor była starą zdziwaczałą krejzolką. Szok! Najpierw jej pielęgniarka coś mi tam wypisywała, zbadała mi wzrok i ciśnienie - 120/80 (raczej normalne, dobre). Potem poszłam do doktorki. Ta przeprowadzała ze mną wywiad. Spojrzała na to ciśnienie na papierku i stwierdziła, że jest za niskie. Pyta się czy piję kawę, czy piłam dziś. Ja na to, że nie i staram się nie pić. Więc kazała mi jeszcze raz sprawdzić ciśnienie i było takie samo. Zaproponowała mi kawę. Zgodziłam się. Pielęgniarka też była w szoku. Oznajmiła, że jestem traktowana jak jakiś ważny gość. Śmiałyśmy się. No i dobra. Kawkę wypiłam. No i dalej mnie badała szalona pani doktor. Sprawdzała ruchy, oczy, jamę ustną, piersi, słuch (najśmieszniejsze, gdy siliła się szeptać "głośno", jakby chciała wręcz krzyczeć - lol). Na koniec opowiadała mi o sobie, kim ona tam nie była - że pracowała w myślistwie, potrafi strzelać itp. Oprócz tego śpiewa, gra blah blah blah. Jej mąż jest też jakimś tam ważnym doktorem, jej syn filozofem, córka też po super studiach. A najlepsze było to gdy zostawałam sam na sam najpierw z tą pielęgniarką i jak narzekała na tą doktorkę, że szalona kobieta, jak się w ogóle zachowuje. A potem doktorka gadała na tamtą, że nic nie robi, zobacz ile mam tu papierów do ogarnięcia przez nią...
Mówię wam - dom wariatów!
Wracając do domu wstąpiłam do dziadka, bo miał urodzinki. Zostałam zaproszona w między czasie na grilla wieczorem.
Wczorajszy bilans:
07:30 - owsianka na zimno [3 łyżki płatków owsianych, 1/4 szklanki mleka 2%, cynamon], kromka chleba pszennego z jajkiem (300 kcal)
10:30 - banan 250 g (zważyłam go w markecie ze skórką, nie wiem ile miał bez skórki)
14:00 - kawałek tortu, kawałek babki, kawałek placka, 3 cukierki czekoladowe (? kcal)
od 19:00 grill 2 porcje pity z mięsem grillowanym i sałatką, żeberko, kawałki kiełbasy, oliwki, pieczarki + gin z tonikiem, whisky z pepsi (przed snem trochę tego zwymiotowałam - bleh! Ohydnie to wyglądało w kiblu)
Grill był w otwartym garażu. Dym jak nie wiem co, strasznie prześmierdłam. Temperatura odczuwalna chyba z -700. Na koniec przenieśliśmy się do domu. Pijąc gin z tonikiem w ogóle nie czułam, że piję alkohol. Ciotki facet mówi, że można go pić i wszystko jest zajebiście, ale następnego dnia się po nim umiera. Tak też było.
Dziś zjadłam bardzo mało i cały dzień w łóżku. Ból głowy był nie do wytrzymania.
Bilans dzisiejszy:
13:00 - owsianka [3 łyżki płatków owsianych, 1 łyżka kaszy manny, 1 szklanka mleka 2%] (270 kcal)
14:00 - duży pomidor (35 kcal) trochę zwymiotowane
18:30 - kromka chleba pszennego z mielonką i pomidorem (105 kcal)
płyny: zielona herbata, woda
razem ----> 410 kcal
Przeczytałam w necie, że na kaca najlepsza witamina C, więc zjadłam tego pomidora i strasznie się po nim poczułam. Rzygi mnie z początku przeraziły, bo takie czerwone jak krew - a to był ten pomidor. fuj!
A! I zapomniałam jeszcze dodać, że wczoraj rano się zważyłam i ukazało się wreszcie 62 kg
