↧
Thinspam
↧
Thinspam 2
↧
↧
10.
Jestem zmęczona, zmęczona, zmęczona... Tak bardzo.
Kurcze, mam naprawdę masę nauki, najbliższe dwa dni to będzie rzeźnia.
Grrr.
jedzenie:
-smakija kaszka z sosem wiśniowym;
-łazanki;
-banan+trochę płatków.
ćwiczenia:
-100 spięć brzucha;
-100 pół-brzuszków;
-50x ćwiczenie na skośne mięśnie brzucha;
-30x ćwiczenie na wewnętrzną stronę ud;
-50 przysiadów;
-50x ćwiczenie na brzuch;
-50x ćwiczenie na skośne mięśnie brzucha;
-5 minut ćwiczeń na brzuch;
-30x ćwiczenie na nogi;
-30 przeskoków;
-50 przysiadów sumo;
-60 wymachów nóg w bok w podporze;
-30 wymachów nóg w tył w podporze;
-2 minuty nożyce;
-20 wykroków;
-Mel B abs;
-x30 ćwiczenie na nogi;
-30x ćwiczenie na nogi II;
-50x ćwiczenie na brzuch;
-50x ćwiczenie na brzuch II.
"Mam jeden cel: gdy przyjdzie dzień, wyzwolę gniew
To ja w tysiącu atomowych gwiazd
Do końca zachowałem twarz
Nad głową rozpoznacie znak
Globalnej niepogody"
↧
03-go czerwca 2014 r. - trigger warning.
Bilans:
-płatki z mlekiem (200)
-2 tosty + jabłko (350)
-pierogix7 i herbata z cukremx2(800)
-2 "smaczne zupy" podróbki gorącego kubka (100)
razem: 1450 kcal
Ćwiczenia:
-5 minut rower
-spacer 30 minut
-100 jumping jacks
-20 side lunges per leg
-40 crunches
-20 squats
-20 abs scissors
-5 side abs push ups per side
-10 planks with hands
-20 pie squats
-20 sumo squats
-how to burn off 150 calories 1/3
-20 Laying lunges per leg
-20 alternative abs scissors
-10 pushups
-handstand
-20 dog leg lift per leg
-10 dog leg twist per leg
-10 crunches
-20 leg lift laying on back
zjedzone 1450 kcal spalone 400 kcal
Zapotrzebowanie minimalne dzienne ok 1300
1450-400-1300=-250
szkoda, że to nie taka prosta matma. Jutro do 1000 kalori, muszę schodzić w kierunku 500.
Dzisiejszy dzień był dziwny. Obudziłam się i wiedziałam, że wszystko musi być idealne. Uśmiechałam się, byłam miła, słodka, kochana, pewna siebie. Mój chłopak zrozumiał, że coś nie gra. Spytał się co się dzieje. Odpowiedziałam mu w końcu, że po prostu czuję się dziwnie itp. Dzisiaj siedział ze swoją przyjaciółką, ona jest taka szczuplutka.. Nie dziwię się, że spędza z nią tyle czasu. Ale ja też będę taka chuda jeszcze. Tyle, że ja będę mieć cycki i dupe xd.
Nie wiem przestawiłam się jakoś. Siedzę w klasie, ale jakby mnie nie ma. Jestem w swoim świecie, wiecie jak to jest? Mija lekcja, wiesz że trwa długo, ale nie wiesz co się w okół ciebie dzieje. W sumie to fajne. Nie jest mi tak smutno. Jest mi chyba lepiej, chyba znowu nie czuję prawie nic. Czuję co raz większą pogardę, a może strach przed jedzeniem, znowu. Czuję pogardę co do ludzi, którzy ciągle żrą, którzy są grubi. Nie rozumiem ich. Jak oni mogą tak wyglądać? I jeszcze to marudzenie: "bo to geny", może i tak, ale na chuj wjebałaś właśnie paczkę chipsów mówiąc to? Proszę was.. Nie lubię takich ludzi.
Chcę schudnąć.
Chce być lepsza.
Chcę być idealna.
Idę po perfekcję.
-płatki z mlekiem (200)
-2 tosty + jabłko (350)
-pierogix7 i herbata z cukremx2(800)
-2 "smaczne zupy" podróbki gorącego kubka (100)
razem: 1450 kcal
Ćwiczenia:
-5 minut rower
-spacer 30 minut
-100 jumping jacks
-20 side lunges per leg
-40 crunches
-20 squats
-20 abs scissors
-5 side abs push ups per side
-10 planks with hands
-20 pie squats
-20 sumo squats
-how to burn off 150 calories 1/3
-20 Laying lunges per leg
-20 alternative abs scissors
-10 pushups
-handstand
-20 dog leg lift per leg
-10 dog leg twist per leg
-10 crunches
-20 leg lift laying on back
zjedzone 1450 kcal spalone 400 kcal
Zapotrzebowanie minimalne dzienne ok 1300
1450-400-1300=-250
szkoda, że to nie taka prosta matma. Jutro do 1000 kalori, muszę schodzić w kierunku 500.
Dzisiejszy dzień był dziwny. Obudziłam się i wiedziałam, że wszystko musi być idealne. Uśmiechałam się, byłam miła, słodka, kochana, pewna siebie. Mój chłopak zrozumiał, że coś nie gra. Spytał się co się dzieje. Odpowiedziałam mu w końcu, że po prostu czuję się dziwnie itp. Dzisiaj siedział ze swoją przyjaciółką, ona jest taka szczuplutka.. Nie dziwię się, że spędza z nią tyle czasu. Ale ja też będę taka chuda jeszcze. Tyle, że ja będę mieć cycki i dupe xd.
Nie wiem przestawiłam się jakoś. Siedzę w klasie, ale jakby mnie nie ma. Jestem w swoim świecie, wiecie jak to jest? Mija lekcja, wiesz że trwa długo, ale nie wiesz co się w okół ciebie dzieje. W sumie to fajne. Nie jest mi tak smutno. Jest mi chyba lepiej, chyba znowu nie czuję prawie nic. Czuję co raz większą pogardę, a może strach przed jedzeniem, znowu. Czuję pogardę co do ludzi, którzy ciągle żrą, którzy są grubi. Nie rozumiem ich. Jak oni mogą tak wyglądać? I jeszcze to marudzenie: "bo to geny", może i tak, ale na chuj wjebałaś właśnie paczkę chipsów mówiąc to? Proszę was.. Nie lubię takich ludzi.
Chcę schudnąć.
Chce być lepsza.
Chcę być idealna.
Idę po perfekcję.
↧
los.
“Trzymam świat za łydki, bardzo mocno, tak, żeby nigdzie nie uciekł.”
•4 kostki czekolady (180 kcal) + banan
•wafel ryżowy (30 kcal) + kawałek bułki (80 kcal)
•gruszka, pomarańcza
*290/500* +owoce i warzywa
Czekolada niepotrzebnie. Dobrze chociaż, że zjadłam rano, zamiast na wieczór. No i powstrzymałam się przed zjedzeniem całej. Reszta nadal leży obok.
Nie wiem. Muszę się starać bardziej.
~
Samotność jest tu ostatnim posiłkiem.
Piekło.
↧
↧
maszyna.
“Nabroiłem. A wszystko zaczęło się od tego, że się zakochałem. Zakochałem się jakieś dwa, trzy tygodnie temu, o trzynastej dwadzieścia.”
•lody (150 kcal)
•warzywa + sos czosnkowy (30 kcal)
•warzywa z ryżem (100 kcal)
•2 gruszki, banan + 2 herbatniki (40 kcal)
*320/500* +owoce i warzywa
Jak przestać jeść te pieprzone słodycze. Jakby tego było mało to wyciągając lody zobaczyłam frytki i prawie zawaliłam. Niech mi ktoś da trochę siły.
Jeszcze rano dobiła mnie waga, bo od dwóch dni stoi w miejscu. Nie wiem czy ja mam przestać całkowicie jeść czy jak. Później pomyślałam, że to może z powodu nadejścia okresu. No a później się okazało, że waga zepsuta. Suodko.
Wszystko mnie wkurwia, wszystko mnie boli, wszystko mnie niszczy. Zabierzcie to ode mnie. Zabierzcie ich wszystkich.
~
Zaczęło mnie boleć więc przestałam czuć.
Piekło.
↧
operator.
“Stęskniłem się za Tobą, a Ty jak gdyby nigdy nic, jak gdyby mnie nie było.”
•wafel ryżowy (30 kcal) + 2 herbatniki (40 kcal)
•zupa pomidorowa (30 kcal) + makaron (60 kcal)
•ryba smażona (180 kcal) + marchewka
*340/500* +owoce i warzywa
Mamie zaczyna przeszkadzać, że nie jem z nimi. Dziwne było to, że sama wybrała mi najmniejszy kawałek ryby, odsączyła papierem z tłuszczu i dała mi bez żadnego chleba czy ziemniaków. Nawet marchewkę mi obrała. Bardzo dziwne. Chyba jako tako poprawiają się między nami stosunki. Ryby i tak całej nie zjadłam. Liczą się chęci, podobno.
Mniej słodyczy, ale jednak herbatniki są. Jakiś tam minimalny progres jest.
Jutro sobota. W piątki/soboty zawsze zawalam. Jak przeżyć? Jak nie jeść? Jak się nie upić? Jak nie spieprzyć kolejnej sprawy?
~
Nieważne ile przeciwbólowych połknęłam, ból życia nie minął.
Piekło.
↧
Anonimowy tekst.
To już prawie rok. Już prawie rok niszczę sobie jakąś część życia. A może i całe życie? Pamiętam dokładnie ten dzień, w którym moje postanowienie stało się tak silne. Taka byłam z siebie dumna. Stwierdziłam wtedy, że jestem w stanie zrezygnować z przyjemności jedzenia słodyczy. Dlaczego tak pamiętam ten dzień? Przecież nie wiedziałam wtedy jak to się skończy...
Nigdy nie byłam gruba, byłam w sam raz. Nie miałam żadnych kompleksów, cieszyłam się życiem, kochałam cały świat i radziłam sobie ze wszystkim. Owszem, żałowałam, że nie potrafię utrzymać linii, ale nie robiłam z tego problemu. Były takie okresy kiedy chudłam, ale to się działo samo z siebie, po jakimś czasie znów troszkę przytyłam i tak na zmianę. Nigdy się nie odchudzałam. Wszystko zaczęło się, gdy byłam pewnego razu u kuzynki. Na stole było dużo ciastek, które tak bardzo lubię. Zwyczajnie nie miałam na nie ochoty. Powiedziałam sobie: "Nie muszę ich jeść, lepiej zrezygnuję, wykorzystam to i schudnę" I tego dnia postanowiłam jeść codziennie tylko śniadanie, obiad i kolację, a po godzinie 18:00 niczego nie brać już do ust. Byłam z siebie dumna, że mam tak silną wolę i przestrzegam wytyczonych sobie reguł. Po około tygodniu takiej diety widać już było efekt.
Zbliżały się urodziny taty. Postanowiłam zająć się robieniem jedzenia. Nigdy nie zapomnę jak na tej imprezie nie mogłam nic jeść, czułam się dobrze, ale w myślach słyszałam tylko: "Nie wolno Ci jeść" . Pod koniec wakacji była jeszcze jedna impreza. Tam również czułam się potwornie, wiadomo dlaczego. Nadszedł rok szkolny. Nie nosiłam jedzenia do szkoły. Wszyscy dziwili się, że tak ładnie schudłam. Wtedy wyglądałam naprawdę świetnie. Dzięki ćwiczeniom moje mięśnie się wzmocniły, czułam się także znakomicie. Po około dwóch miesiącach od rozpoczęcia odchudzania zaczęłam się czuć źle. Nie rozumiałam tego, przecież jadłam regularnie. Ale może za mało, więcej nie potrafiłam- słodyczy nie jadłam w ogóle. Nigdy nie zapomnę tego jak umówiłam się z koleżanką na basen. Czekałam na nią w domu. Było mi tak zimno, chociaż na dworze było ciepło. Mama zauważyła, że jestem smutna i słaba. Powiedziała: "Masz anoreksję". Anoreksja! Jak ja się strasznie przestraszyłam tego słowa. I dobrze wiedziałam dlaczego.
Zaczęłam myśleć o sobie jako o kimś, kto potrzebuje pomocy. Znalazłam coś w necie- to tylko potwierdziło moje obawy, że popadam w chorobę. Moje odchudzanie wymknęło się spod kontroli. Nie wspomnę już o tym jak zimno mi było nocami, kiedy na dworze nie było wcale tak zimno, a grzejnik w moim pokoju był gorący tak, że nie szło go dotknąć! Co najdziwniejsze, nie byłam wcale taka chuda, po prostu mam już taką budowę. Ale z czasem moje kości stawały się coraz bardziej widoczne. Byłam szczęśliwa, gdy udało mi się zjeść mniej, nie chodziłam na rodzinne spotkania, a gdy już poszłam, kłamałam mówiąc, że dopiero co jadłam. Moje dzienne porcje wydawały mi się już za duże, uważałam, że muszę je zmniejszać i nieświadomie naprawdę je zmniejszałam.
Najgorsze było to, że złościłam się na cały świat. Nienawidziłam tego, że ktoś obok mnie je. Z kolei, gdy ktoś w domu jadł po kryjomu, krzyczałam, że chowa się z jedzeniem, tak abym czasem ja nie zjadła, ponieważ jeszcze przytyję, a chcą, żebym była chuda! Naprawdę miałam takie wrażenie.
Powiedziałam o wszystkim mamie. To był poniedziałek... Ta rozmowa skończyła się na niczym. Popłakałam się i powiedziałam, że sama sobie z tym poradzę. Często mama krzyczała na mnie, że nie jem, ale uważałam, że ona mnie nie rozumie, że ona nie wie jak to jest chcieć wciąż po prostu chudnąć, BEZ CELU! Bo ja nie wiedziałam, jaki jest mój cel.
Na początku nowego roku miało miejsce wiele wydarzeń, o ile tak można to nazwać. Pamiętam urodziny kuzynki. Jadłam bardzo dużo. A później byłam chora, bo mój organizm był odzwyczajony od obfitych posiłków. Gdy wróciłam do domu nie wiedziałam co mam robić, płakałam, nie mogłam wybaczyć sobie tego, że tak dużo zjadłam. Ale nigdy nie zmusiłam się do wymiotów, nigdy...
Kiedyś oglądałam pewien program o anoreksji. Postanowiłam, że zacznę znów jeść normalnie. Oczywiście nie mogłam w nocy spać, bo żołądek strasznie mnie bolał po kolacji. Nie mogłam się jednak doczekać następnego dnia, kiedy zacznę znów jeść. Próbowałam, naprawdę.
Starałam się jeść, ale po pewnym czasie znów wyznaczałam sobie porcje.
Najgorsze było to, że mimo wszystko kochałam jeść. Nie mogłam się doczekać każdego z posiłków. Według nich mierzyłam czas, żyłam od śniadania do obiadu, od obiadu do kolacji. Czułam, że niektórzy dziwnie na mnie patrzą.
Kolejne imprezy mi pomogły, bo chociaż nie chciałam, jednak przytyłam. I od tej pory nie wróciłam do tej najniższej wagi, ale nie ważę tyle co przed odchudzaniem. Ważę trochę za mało, ale aż tak bardzo tego nie widać. Przez pewien czas jakoś sobie radziłam. Znów cieszyłam się życiem. Zdałam sobie sprawę z tego, że miewałam napady bulimiczne, ale pomału wracałam do siebie. Jednak pewnego dnia znów stwierdziłam, że muszę schudnąć. Nienawidziłam zakładania spodni i tego uczucia, że były ciaśniejsze. Chciało mi się płakać. No więc znów schudłam. Niedawno byłam w restauracji na dużej uroczystości rodzinnej. Znów się obżarłam, a później płakałam. Więc od około tygodnia ostro się odchudzam, a przed tą uroczystością też jakiś czas mało jadłam.
Nie skorzystałam z żadnej pomocy. Nie mówiłam nic przyjaciołom, nawet nie wiem, czy oni widzieli. Mnie boli serce, a nie ciało. Ból fizyczny nie był taki silny. Ale moja psychika cierpi. Myślałam, że będzie dobrze, staram się, bo chcę udowodnić sobie, że jestem w stanie sama sobie poradzić. Nie lubiłam siebie, ale próbuję na nowo się pokochać, by czuć się wspaniale. Jest lepiej. Znalazłam sobie jakieś zajęcia. Ale i tak regularnie ćwiczę i nie pozwalam sobie na opychanie się. Tata mówi, że teraz jem mądrze i mam postanowienie. Ale on nie wie, co się tak naprawdę dzieje. Mama czasami nie pyta nawet dlaczego płaczę? Już to rozumie. Jednak na pewno jest lepiej, staram się kierować rozumem. I zastanawiam się, czy powinnam powiedzieć najbliższym znajomym? Może wtedy dopiero dałabym sobie radę? W pewnym sensie i tak jestem z siebie dumna, że nie dopuściłam do najgorszego. Ale przecież nic nie wiadomo, bo jeśli znów mi coś odbije? Już niebawem kończę jedną szkołę, po wakacjach idę do nowej. Chcę wiedzieć kim jestem, kim chcę być. Chcę być sobą, ale coś w sobie zmienić. Do tego dążę...
*
Od napisania tamtej części tekstu minął już jakiś czas. Nie wiem, czy dwa tygodnie, czy tydzień... Jestem znów załamana- schudłam. Rodzice nie zdają sobie sprawy co się dzieje. Dwa dni się pomartwią, później zapominają. Ale na pewno w ostatnim czasie rozmawiamy o tym więcej. Powiedziałam o moim problemie najbliższemu przyjacielowi. Bałam się, że odwróci się ode mnie, ale on obiecał, że będzie przy mnie bez względu na wszystko.
To co jest dla mnie najgorsze to moje podejście do życia. Nic mi nie odpowiada, nie mam ochoty się śmiać, mało się odzywam. Wcześniej, mimo że też się odchudzałam, nie byłam taka. A przez ostatnie dni nie poznaję samej siebie. Nie tak miało wyglądać moje życie. Nie chcę co chwila zaczynać od nowa. Chcę raz zacząć i na dobre pozbyć się wszystkiego co złe. Czuję się potwornie i fizycznie i psychicznie. Wolę samotność. Kto by pomyślał? Przecież na pierwszy rzut oka wszystkim się wydaje, że nie mam problemów. Zawsze obiecywałam sobie, że nie będę tracić ani chwili, że nie porzucę żadnych marzeń i postanowień, ale dziś? Dziś widzę, że jestem słaba, bo nie potrafię nad sobą zapanować. Jedyny wyraźny głos to szum w uszach, który już nie pierwszy raz nie pozwala mi spać. I gdy tak patrzę w lustro, nie mogę znieść własnego spojrzenia. Takie matowe i smutne oczy. A przecież mają ciekawą barwę, która kiedyś tak mnie cieszyła. Dla mnie są już wytarte i bezbarwne od wylanych łez. Moje oczy? Moje. Ale czy to jestem JA?
Nigdy nie byłam gruba, byłam w sam raz. Nie miałam żadnych kompleksów, cieszyłam się życiem, kochałam cały świat i radziłam sobie ze wszystkim. Owszem, żałowałam, że nie potrafię utrzymać linii, ale nie robiłam z tego problemu. Były takie okresy kiedy chudłam, ale to się działo samo z siebie, po jakimś czasie znów troszkę przytyłam i tak na zmianę. Nigdy się nie odchudzałam. Wszystko zaczęło się, gdy byłam pewnego razu u kuzynki. Na stole było dużo ciastek, które tak bardzo lubię. Zwyczajnie nie miałam na nie ochoty. Powiedziałam sobie: "Nie muszę ich jeść, lepiej zrezygnuję, wykorzystam to i schudnę" I tego dnia postanowiłam jeść codziennie tylko śniadanie, obiad i kolację, a po godzinie 18:00 niczego nie brać już do ust. Byłam z siebie dumna, że mam tak silną wolę i przestrzegam wytyczonych sobie reguł. Po około tygodniu takiej diety widać już było efekt.
Zbliżały się urodziny taty. Postanowiłam zająć się robieniem jedzenia. Nigdy nie zapomnę jak na tej imprezie nie mogłam nic jeść, czułam się dobrze, ale w myślach słyszałam tylko: "Nie wolno Ci jeść" . Pod koniec wakacji była jeszcze jedna impreza. Tam również czułam się potwornie, wiadomo dlaczego. Nadszedł rok szkolny. Nie nosiłam jedzenia do szkoły. Wszyscy dziwili się, że tak ładnie schudłam. Wtedy wyglądałam naprawdę świetnie. Dzięki ćwiczeniom moje mięśnie się wzmocniły, czułam się także znakomicie. Po około dwóch miesiącach od rozpoczęcia odchudzania zaczęłam się czuć źle. Nie rozumiałam tego, przecież jadłam regularnie. Ale może za mało, więcej nie potrafiłam- słodyczy nie jadłam w ogóle. Nigdy nie zapomnę tego jak umówiłam się z koleżanką na basen. Czekałam na nią w domu. Było mi tak zimno, chociaż na dworze było ciepło. Mama zauważyła, że jestem smutna i słaba. Powiedziała: "Masz anoreksję". Anoreksja! Jak ja się strasznie przestraszyłam tego słowa. I dobrze wiedziałam dlaczego.
Zaczęłam myśleć o sobie jako o kimś, kto potrzebuje pomocy. Znalazłam coś w necie- to tylko potwierdziło moje obawy, że popadam w chorobę. Moje odchudzanie wymknęło się spod kontroli. Nie wspomnę już o tym jak zimno mi było nocami, kiedy na dworze nie było wcale tak zimno, a grzejnik w moim pokoju był gorący tak, że nie szło go dotknąć! Co najdziwniejsze, nie byłam wcale taka chuda, po prostu mam już taką budowę. Ale z czasem moje kości stawały się coraz bardziej widoczne. Byłam szczęśliwa, gdy udało mi się zjeść mniej, nie chodziłam na rodzinne spotkania, a gdy już poszłam, kłamałam mówiąc, że dopiero co jadłam. Moje dzienne porcje wydawały mi się już za duże, uważałam, że muszę je zmniejszać i nieświadomie naprawdę je zmniejszałam.
Najgorsze było to, że złościłam się na cały świat. Nienawidziłam tego, że ktoś obok mnie je. Z kolei, gdy ktoś w domu jadł po kryjomu, krzyczałam, że chowa się z jedzeniem, tak abym czasem ja nie zjadła, ponieważ jeszcze przytyję, a chcą, żebym była chuda! Naprawdę miałam takie wrażenie.
Powiedziałam o wszystkim mamie. To był poniedziałek... Ta rozmowa skończyła się na niczym. Popłakałam się i powiedziałam, że sama sobie z tym poradzę. Często mama krzyczała na mnie, że nie jem, ale uważałam, że ona mnie nie rozumie, że ona nie wie jak to jest chcieć wciąż po prostu chudnąć, BEZ CELU! Bo ja nie wiedziałam, jaki jest mój cel.
Na początku nowego roku miało miejsce wiele wydarzeń, o ile tak można to nazwać. Pamiętam urodziny kuzynki. Jadłam bardzo dużo. A później byłam chora, bo mój organizm był odzwyczajony od obfitych posiłków. Gdy wróciłam do domu nie wiedziałam co mam robić, płakałam, nie mogłam wybaczyć sobie tego, że tak dużo zjadłam. Ale nigdy nie zmusiłam się do wymiotów, nigdy...
Kiedyś oglądałam pewien program o anoreksji. Postanowiłam, że zacznę znów jeść normalnie. Oczywiście nie mogłam w nocy spać, bo żołądek strasznie mnie bolał po kolacji. Nie mogłam się jednak doczekać następnego dnia, kiedy zacznę znów jeść. Próbowałam, naprawdę.
Starałam się jeść, ale po pewnym czasie znów wyznaczałam sobie porcje.
Najgorsze było to, że mimo wszystko kochałam jeść. Nie mogłam się doczekać każdego z posiłków. Według nich mierzyłam czas, żyłam od śniadania do obiadu, od obiadu do kolacji. Czułam, że niektórzy dziwnie na mnie patrzą.
Kolejne imprezy mi pomogły, bo chociaż nie chciałam, jednak przytyłam. I od tej pory nie wróciłam do tej najniższej wagi, ale nie ważę tyle co przed odchudzaniem. Ważę trochę za mało, ale aż tak bardzo tego nie widać. Przez pewien czas jakoś sobie radziłam. Znów cieszyłam się życiem. Zdałam sobie sprawę z tego, że miewałam napady bulimiczne, ale pomału wracałam do siebie. Jednak pewnego dnia znów stwierdziłam, że muszę schudnąć. Nienawidziłam zakładania spodni i tego uczucia, że były ciaśniejsze. Chciało mi się płakać. No więc znów schudłam. Niedawno byłam w restauracji na dużej uroczystości rodzinnej. Znów się obżarłam, a później płakałam. Więc od około tygodnia ostro się odchudzam, a przed tą uroczystością też jakiś czas mało jadłam.
Nie skorzystałam z żadnej pomocy. Nie mówiłam nic przyjaciołom, nawet nie wiem, czy oni widzieli. Mnie boli serce, a nie ciało. Ból fizyczny nie był taki silny. Ale moja psychika cierpi. Myślałam, że będzie dobrze, staram się, bo chcę udowodnić sobie, że jestem w stanie sama sobie poradzić. Nie lubiłam siebie, ale próbuję na nowo się pokochać, by czuć się wspaniale. Jest lepiej. Znalazłam sobie jakieś zajęcia. Ale i tak regularnie ćwiczę i nie pozwalam sobie na opychanie się. Tata mówi, że teraz jem mądrze i mam postanowienie. Ale on nie wie, co się tak naprawdę dzieje. Mama czasami nie pyta nawet dlaczego płaczę? Już to rozumie. Jednak na pewno jest lepiej, staram się kierować rozumem. I zastanawiam się, czy powinnam powiedzieć najbliższym znajomym? Może wtedy dopiero dałabym sobie radę? W pewnym sensie i tak jestem z siebie dumna, że nie dopuściłam do najgorszego. Ale przecież nic nie wiadomo, bo jeśli znów mi coś odbije? Już niebawem kończę jedną szkołę, po wakacjach idę do nowej. Chcę wiedzieć kim jestem, kim chcę być. Chcę być sobą, ale coś w sobie zmienić. Do tego dążę...
*
Od napisania tamtej części tekstu minął już jakiś czas. Nie wiem, czy dwa tygodnie, czy tydzień... Jestem znów załamana- schudłam. Rodzice nie zdają sobie sprawy co się dzieje. Dwa dni się pomartwią, później zapominają. Ale na pewno w ostatnim czasie rozmawiamy o tym więcej. Powiedziałam o moim problemie najbliższemu przyjacielowi. Bałam się, że odwróci się ode mnie, ale on obiecał, że będzie przy mnie bez względu na wszystko.
To co jest dla mnie najgorsze to moje podejście do życia. Nic mi nie odpowiada, nie mam ochoty się śmiać, mało się odzywam. Wcześniej, mimo że też się odchudzałam, nie byłam taka. A przez ostatnie dni nie poznaję samej siebie. Nie tak miało wyglądać moje życie. Nie chcę co chwila zaczynać od nowa. Chcę raz zacząć i na dobre pozbyć się wszystkiego co złe. Czuję się potwornie i fizycznie i psychicznie. Wolę samotność. Kto by pomyślał? Przecież na pierwszy rzut oka wszystkim się wydaje, że nie mam problemów. Zawsze obiecywałam sobie, że nie będę tracić ani chwili, że nie porzucę żadnych marzeń i postanowień, ale dziś? Dziś widzę, że jestem słaba, bo nie potrafię nad sobą zapanować. Jedyny wyraźny głos to szum w uszach, który już nie pierwszy raz nie pozwala mi spać. I gdy tak patrzę w lustro, nie mogę znieść własnego spojrzenia. Takie matowe i smutne oczy. A przecież mają ciekawą barwę, która kiedyś tak mnie cieszyła. Dla mnie są już wytarte i bezbarwne od wylanych łez. Moje oczy? Moje. Ale czy to jestem JA?
↧
Historia anonimowa.
Jestem aktualnie na ostatniej fazie leczenia ale opowiem ci moją historię tak ku przestrodze. Pamiętaj anoreksja to droga do śmierci an skróty i bardzo ale to bardzo ciężko z niej wyjść. I jeszcze jedno "przecież w każdej chwili mogę zacząć normalnie jeść" eh to też nie jest takie proste. No ale wracając do tematu...
Nie jest już jak dawniej, ale ona mnie nigdy nie opuści. To pozostaje w głowie, nie da się tego usunąć, można jednak złagodzić. Postanowiłam z nią walczyć i dążyć w kierunku wyzwolenia się z tej strasznej choroby.
Moja historia zaczęła się podobnie jak każdej anorektyczki. Miałam 13 lat, szłam do nowej szkoły - a co za tym idzie, nowi ludzie, otoczenie. Do tej pory nie zwracałam uwagi na mój wygląd, bo mojej myśli zaprzątały problemy rodzinne. Razem z mamą i rodzeństwem wyprowadziliśmy się od ojca. Całe dzieciństwo nie było zbyt wesołe, miałam za sobą już drugą przeprowadzkę i do tego nowa szkoła.
Do tamtej pory byłam pulchną dziewczynką, przy wzroście 165 ważyłam 61kg. Nie zaczęłam się odchudzać, nie myślałam o tym, nie szukałam żadnych informacji o odchudzaniu, dietach. Zaczęłam mniej jeść przez stresy związane z ojcem i szkołą. Wszystkie osoby z klasy były szczupłe, czułam się jak kolos przy niskich, drobnych dziewczynach. Chłopcy nawet na mnie nie patrzeli. Dla mamy zawsze byłam piękną córeczką, ale jej opinia w ogóle nie miała dla mnie znaczenia, bo wiem, że mnie kochała bez względu na wygląd.
Początkowo zrezygnowałam ze słodyczy. I tyle, dziwne jest, że nie wiem, jak to się stało, że po miesiącu nie chciałam tykać żadnego jedzenia. To był istny koszmar, w najgorszym czasie nie jadłam dziennie nic. Posiłków, które mama mi dawała, pozbywałam się na wszelkie sposoby - wyrzucałam przez okno, do śmietnika, spuszczałam w toalecie, w zlewie, szłam z jedzeniem do pokoju sama, żeby nikt mnie nie widział. Chowałam pierogi pod spodenki, oddawałam talerz i szłam do łazienki mówiąc, że muszę iść umyć ręce, a tam wkładałam je do buzi, mieliłam i spuszczałam w zlewie. Nie wiem, jak byłam zdolna do czegoś takiego.
Wiele razy mama albo ojczym przyłapali mnie na chowaniu jedzenia albo robieniu brzuszków czy innych ćwiczeń. W domu było mnóstwo kłótni, w najgorszym momencie ważyłam 44kg przy wzroście 168. W szpitalu nie byłam ani razu, może dlatego, że dzięki wsparciu mamy nie doszłam do tak krytycznego stanu jak inne anorektyczki. Byłam raz u psychologa i wiele u lekarzy, nie miesiączkowałam od dwóch lat.
Najgorsze w tej chorobie jest nieustanne myślenie o jedzeniu. Cały czas liczyłam kalorie, nieustannie ćwiczyłam, wyrzuty po każdym kęsie jedzenia. Nie rozumiem dziewczyn, które uważają, że anoreksja jest ich przyjaciółką, stylem życia. Dla mnie zawsze była i jest ciężarem, przez który nigdy nie będę w pełni normalnie funkcjonować. Gdy czytałam niektóre blogi anorektyczek, motylków, nie wierzyłam, że ja też mogłam taka być. Wymiotować nigdy nie wymiotowałam, nie rozumiałam, jak można zrobić coś tak obrzydliwego, ale myślałam tak jak one i byłam jak one.
Teraz idę do liceum. Przez te dwa lata zmagałam się nadal z aną, miałam okres, w którym było naprawdę dobrze, ważyłam 54kg, ale nie trwało to długo. Miesiąc później 49, teraz 48kg. W tym najlepszym okresie myślę, że mama dawała mi jakieś tabletki, które poprawiały samopoczucie i apetyt, bo jadłam i nie miałam żadnych wyrzutów sumienia, lody, ciasta. Spotkania z przyjaciółmi to była istna przyjemność. Potem znowu to samo.
W obecnej chwili jest całkiem dobrze. Nie jem wprawdzie słodyczy, ale moje menu jest normalne, np. śniadanie to bagietka z białym serkiem, dżemem, serem i kawa z mlekiem i miodem lub płatki z mlekiem 3,5% z bananem. Obiad to np. pierogi z mięsem i smażona cebula, taki jaki robi mama, a jest znakomitą kucharką, więc jadłospis jest bardzo urozmaicony. Nie jestem tylko w stanie jeść na obiad dwóch dań, jest to dla mnie za dużo. Na kolację jem różnie, czasem bułkę z serem, jajkiem czy jajecznicą lub kiełbasą. Owoce pochłaniam kilogramami, od nich nie mam żadnych wyrzutów sumienia.
Nauczyłam się żyć z anoreksją i robię postępy w dążeniu do zdrowej sylwetki, upragnionej, czyli minimum 52kg. Chcę być kobieca, czuć się zdrowo i cieszyć się z życia. Wprawdzie nie dałam rady opisać tu wszystkiego, co mnie spotkało. Nie jestem dobrą pisarką, ale mam nadzieję, że choć w jednej dziesiątej zawarłam uczucia i sytuacje towarzyszące mi w trakcie zmagania się z moim wrogiem - anoreksją.
Więc tak od siebie- proszę cię nie pakuj się w to, nie warto niszczyć sobie życia. każdy z nas ma tylko jedno...
Nie jest już jak dawniej, ale ona mnie nigdy nie opuści. To pozostaje w głowie, nie da się tego usunąć, można jednak złagodzić. Postanowiłam z nią walczyć i dążyć w kierunku wyzwolenia się z tej strasznej choroby.
Moja historia zaczęła się podobnie jak każdej anorektyczki. Miałam 13 lat, szłam do nowej szkoły - a co za tym idzie, nowi ludzie, otoczenie. Do tej pory nie zwracałam uwagi na mój wygląd, bo mojej myśli zaprzątały problemy rodzinne. Razem z mamą i rodzeństwem wyprowadziliśmy się od ojca. Całe dzieciństwo nie było zbyt wesołe, miałam za sobą już drugą przeprowadzkę i do tego nowa szkoła.
Do tamtej pory byłam pulchną dziewczynką, przy wzroście 165 ważyłam 61kg. Nie zaczęłam się odchudzać, nie myślałam o tym, nie szukałam żadnych informacji o odchudzaniu, dietach. Zaczęłam mniej jeść przez stresy związane z ojcem i szkołą. Wszystkie osoby z klasy były szczupłe, czułam się jak kolos przy niskich, drobnych dziewczynach. Chłopcy nawet na mnie nie patrzeli. Dla mamy zawsze byłam piękną córeczką, ale jej opinia w ogóle nie miała dla mnie znaczenia, bo wiem, że mnie kochała bez względu na wygląd.
Początkowo zrezygnowałam ze słodyczy. I tyle, dziwne jest, że nie wiem, jak to się stało, że po miesiącu nie chciałam tykać żadnego jedzenia. To był istny koszmar, w najgorszym czasie nie jadłam dziennie nic. Posiłków, które mama mi dawała, pozbywałam się na wszelkie sposoby - wyrzucałam przez okno, do śmietnika, spuszczałam w toalecie, w zlewie, szłam z jedzeniem do pokoju sama, żeby nikt mnie nie widział. Chowałam pierogi pod spodenki, oddawałam talerz i szłam do łazienki mówiąc, że muszę iść umyć ręce, a tam wkładałam je do buzi, mieliłam i spuszczałam w zlewie. Nie wiem, jak byłam zdolna do czegoś takiego.
Wiele razy mama albo ojczym przyłapali mnie na chowaniu jedzenia albo robieniu brzuszków czy innych ćwiczeń. W domu było mnóstwo kłótni, w najgorszym momencie ważyłam 44kg przy wzroście 168. W szpitalu nie byłam ani razu, może dlatego, że dzięki wsparciu mamy nie doszłam do tak krytycznego stanu jak inne anorektyczki. Byłam raz u psychologa i wiele u lekarzy, nie miesiączkowałam od dwóch lat.
Najgorsze w tej chorobie jest nieustanne myślenie o jedzeniu. Cały czas liczyłam kalorie, nieustannie ćwiczyłam, wyrzuty po każdym kęsie jedzenia. Nie rozumiem dziewczyn, które uważają, że anoreksja jest ich przyjaciółką, stylem życia. Dla mnie zawsze była i jest ciężarem, przez który nigdy nie będę w pełni normalnie funkcjonować. Gdy czytałam niektóre blogi anorektyczek, motylków, nie wierzyłam, że ja też mogłam taka być. Wymiotować nigdy nie wymiotowałam, nie rozumiałam, jak można zrobić coś tak obrzydliwego, ale myślałam tak jak one i byłam jak one.
Teraz idę do liceum. Przez te dwa lata zmagałam się nadal z aną, miałam okres, w którym było naprawdę dobrze, ważyłam 54kg, ale nie trwało to długo. Miesiąc później 49, teraz 48kg. W tym najlepszym okresie myślę, że mama dawała mi jakieś tabletki, które poprawiały samopoczucie i apetyt, bo jadłam i nie miałam żadnych wyrzutów sumienia, lody, ciasta. Spotkania z przyjaciółmi to była istna przyjemność. Potem znowu to samo.
W obecnej chwili jest całkiem dobrze. Nie jem wprawdzie słodyczy, ale moje menu jest normalne, np. śniadanie to bagietka z białym serkiem, dżemem, serem i kawa z mlekiem i miodem lub płatki z mlekiem 3,5% z bananem. Obiad to np. pierogi z mięsem i smażona cebula, taki jaki robi mama, a jest znakomitą kucharką, więc jadłospis jest bardzo urozmaicony. Nie jestem tylko w stanie jeść na obiad dwóch dań, jest to dla mnie za dużo. Na kolację jem różnie, czasem bułkę z serem, jajkiem czy jajecznicą lub kiełbasą. Owoce pochłaniam kilogramami, od nich nie mam żadnych wyrzutów sumienia.
Nauczyłam się żyć z anoreksją i robię postępy w dążeniu do zdrowej sylwetki, upragnionej, czyli minimum 52kg. Chcę być kobieca, czuć się zdrowo i cieszyć się z życia. Wprawdzie nie dałam rady opisać tu wszystkiego, co mnie spotkało. Nie jestem dobrą pisarką, ale mam nadzieję, że choć w jednej dziesiątej zawarłam uczucia i sytuacje towarzyszące mi w trakcie zmagania się z moim wrogiem - anoreksją.
Więc tak od siebie- proszę cię nie pakuj się w to, nie warto niszczyć sobie życia. każdy z nas ma tylko jedno...
↧
↧
Thinspiration
↧
Historia Tutti Frutti!
Ciężko to opisać. Zaczęło się w któreś wakacje, była u mnie kuzynka, która jest chuda i dużo jadła, ja przy niej też zaczęłam dużo jesć. Ogólnie to zawsze miałam normalną wage. Poznałyśmy nowych kolegów i po pewnym czasie ja troche przytyłam, niektórzy mówili mi że jestem gruba że mam duży tyłek, kiedyś to już usłyszałam taki tekst że sie popłakałam w domu choć nigdy sie nie przejmowałam czyjąś opinią. Później gdy zaczął sie rok szkolny, koleżanka mi powiedziała że ktoś mówił że mam duży tyłek i ze się śmiali, płakałam wtedy w nocy strasznie, myślałam tylko o tym ze wolałabym nie żyć niż żeby się ze mnie śmiali. W zime troche schudłam, zaczęłam ćwiczyć i miesiączka mi sie zatrzymała, później była co 2 tygodnie nie wiedziałam czemu. Wtedy w ciągu roku raz sie odchudzałam później przestawałam. Rodzina mi mówiła że co przyjeżdżam to jestem chudsza. A ja widziałam tłuszcz na brzuchu, nie mogłam na siebie patrzeć, brzydziłam sie dotykać te grube nogi, ten tłuszcz, tą pulchną twarz, nie chcialam patrzeć na siebie. Przed końcem roku zrobiłam sobie głodówke wtedy sie bardziej zaczęło, mama zauważyła że nie jem w ten dzień że jestem rozdrażniona, przyznałam jej sie na koniec dnia czemu nie jem, na kolejny dzien poszłam do lekarza, dała mi skierowanie do psychologa i na badania. Psycholog stwierdził że to anoreksja. Ja myślałam że ona wymyśla, przecież ja sie tylko odchudzałam. We wakacje było coraz gorzej. Nie chciałam z nikim wychodzić, siedziałam tylko w domu, z przyjaciółką na całe wakacje spotkałam sie tylko 3 razy. Psychiatra chciał mnie wysłać do szpitala, ja wtedy mialam 2 tygodnie żeby zacząć jesć, stwierdziałam że zaczne jeść jeden tydzień a później wróce do glodówek. Jednak zaczęłam sie obżerać, jadłam cały czas prawie, później miałam wyrzuty. Po wizycie u psychiatry. Nie wstałam z łóżka przez cały dzien. Następnego dnia miałam psychologa i mama o wszystkim powiedziała, to spotkanie było koszmarne, wybiegłam z jej gabinetu cała zapłakana, siedziałam na jakiś murkach, nie wiedziałam co robić, w końcu wróciłam do domu i sie nałykałam tabletek, dziwiłam sie że rano żyłam. Wzięłam wtedy jeszcze więcej opakowan i popiłam alkoholem, zostawiłam list. Jeszcze dzień wcześniej patrzałam w historie co mama szukała na internecie a tam ośrodki dla trudnej młodzieży, więc byłam przerażona, stwierdziłam że wole nie żyć. Tak w skrócie później pojechałam do szpitala. Lekarze się dziwili że po tylu tabletkach żyje i nic mi sie nie stało. Wtedy postanowiłam że będe jadła normalnie. Jadłam wszystko co mi podali. Płakałam na początku ale jadłam. Poznałam tam bardzo miłą panią psycholog. Ogólnie byłam u 5 psychologów żaden mi nie pomógł, jedynie ta pani. Powiedziała że moge do niej chodzić za darmo, ale ona nigdzie nie przyjmowała i głupio mi tak było po jej godzinach, więc chodze do psychiatry, bo boje sie psychologów, jeśli przestane jeść to będe musiała chodzic a na razie radze sobie sama
bardzo się zmieniłam, na lepsze
mam czasem swoje humory nadal, czasem widze sie chudszą, czasem grubszą, zależy jaki mam dzień, ale jest lepiej.
To i tak prowadzi tylko do cierpienia, nie jest tego warte! Mamy jedno życie, najlepiej je wykorzystać a nie głodzić się, to nie ma sensu. Gdy wejdzie sie w to bagno nie ma się życia, myśli się tylko o jedzeniu i o chudości, katuje sie, a to jest nie warte, bo później i tak albo będzie trzeba utyć, albo sie umrze, lepiej się w to nie pakować!


To i tak prowadzi tylko do cierpienia, nie jest tego warte! Mamy jedno życie, najlepiej je wykorzystać a nie głodzić się, to nie ma sensu. Gdy wejdzie sie w to bagno nie ma się życia, myśli się tylko o jedzeniu i o chudości, katuje sie, a to jest nie warte, bo później i tak albo będzie trzeba utyć, albo sie umrze, lepiej się w to nie pakować!
↧
Po raz setny tu wracam, pewnie już
Po raz setny tu wracam, pewnie już nawet nikt mnie nie kojarzy, ale co tam.
Jestem aktualnie na 7 dniu głodówki, zostało mi jeszcze 6. Nie sądziłam, że uda mi się zaliczyć chociaż tydzień, do tej pory moja najdłuższa głodówka trwała 5 dni. No ale jak się chce to można wszystko, prawda?
Wczoraj (przypomnienie/informacja: mieszkam w internacie; od pon do pt mam posiłki wykupione, w weekendy trzeba gotować sobie samemu) przyszła do mnie około 11 wychowawczyni żeby skontrolować czy coś jadłam, powiedziałam, że jeszcze nie, bo dopiero wstałam a ona do mnie z tekstem "bo wiesz, że bez jedzenia ani rusz". Haha, mało się jej nie roześmiałam w twarz, jasne proszę pani

7/13
↧
Wagary
Dziś znów nie pojawiłam się w szkole, byłam strasznie słaba rano, w ogóle nie spałam tylko cały czas myślałam o nim i o głodówce.
Spotkałam się z nim, było pięknie lecz chyba tylko dla mnie :c Nie dziwię się, że mnie olał z dnia na dzień WYGLĄDAM JAK BALERON. Gorąco na maksa a ja w długich spodniach
Te parówki są straszne.
Głodówka oczyszczająca jak narazie idzie dobrze. Papieros i woda, woda i papieros i tak cały czas ale powoli zaczynam odczuwać głód a w kuchni tyle dobrych rzeczy <3333
Wiecie co mnie do tych działań zmobilizowało? Myśl, że to już 3 chłopak który z dnia na dzień mnie poprostu olał ciepłym moczem. Myśl, że zmieniam szkole i nie chce wejść tam z nadawagą. Myśl, że jest lato i są wakacje a ja chodzę grubo ubrana.
Halo, wołam o pomoc. Mamo? Czy mnie słyszysz ?...
Spotkałam się z nim, było pięknie lecz chyba tylko dla mnie :c Nie dziwię się, że mnie olał z dnia na dzień WYGLĄDAM JAK BALERON. Gorąco na maksa a ja w długich spodniach

Głodówka oczyszczająca jak narazie idzie dobrze. Papieros i woda, woda i papieros i tak cały czas ale powoli zaczynam odczuwać głód a w kuchni tyle dobrych rzeczy <3333
Wiecie co mnie do tych działań zmobilizowało? Myśl, że to już 3 chłopak który z dnia na dzień mnie poprostu olał ciepłym moczem. Myśl, że zmieniam szkole i nie chce wejść tam z nadawagą. Myśl, że jest lato i są wakacje a ja chodzę grubo ubrana.
Halo, wołam o pomoc. Mamo? Czy mnie słyszysz ?...
↧
↧
Od fat przez skinny do fit :)
Szkoda, że tak mało was tu u mnie. Taki mój los. Będę się tu żalić chociażby sama dla siebie.
Dziś zapisałam swoje plany na wakacje bardzo dokładnie i mam zamiar się ich trzymać choćby nie wiem co!
) :
- rzucam palenie, nie chcę umierać, mieć żółtych zębów i szarej cery, mam 16 lat nie mam czasu na trucie się
- wiadoma dieta 1000kcal, będę pić ogromne ilości wody dziennie zaczynając już to wszystko od jutra
kończyć będę o godzinie 18, żadnego alkoholu, nawet piwka z lemoniadą na słonecznym RODOSIE*. Nie ma takiej opcji. Wszystko chude, fit, zdrowe, żadnych tłuszczy, zero! słodyczy-nie ma takiej opcji, coca cola to zło. ( ostatnio na lekcji chemii dowiedziałam się, że gdyby nie jedna jedyna substancja która ją barwi to cola byłaby zielona )
- przestane obgryzać paznokcie, halo?! to jest jakiś głupi nawyk!
- wyleczę twarz z trądziku
- powtórzę podstawy chemii ( profil biol-chem od września )
- zapełnię szafe na nowy rok szkolny
- w razie wątpliwości przeczytam sobie ten wpis ze sto razy
- ćwiczenia codziennie najmniej 45min
POKAŻE WSZYSTKIM, ŻE STAĆ MNIE NA COŚ, ŻE JESTEM SILNA I WYTRWAŁA W TYM CO SOBIE POSTANOWIE.
MUSI SIĘ UDAĆ! I się uda, wierzę w to!! .
Co do ćwiczeń, zrobiłam sobie rozgrzewkę Mel B. Wszystko ładnie pięknie ale jak później sobie włączyłam 10 min na płaski brzuch.. Nie jestem w stanie. To głupie 10 min ale papierochy, dzisiejsza głodówka oczyszczająca która się udała, brak kondycji, sam tłuszcz zero mięśni, złe sampopoczucie.. to wszystko jak się złączy w kupe to jest jedno wielkie gówno xdd.
Dziś tylko woda i herbata z miodem. Mama też dziś na głodówce, ciekawe jak sobie poradziła.
Idę napić się wody i wchodzę na wasze blogi <3333.
*RODOS- rodzinne ogródki działkowe ogrodzone siatką
PS; hahahaha , właśnie matula zadzwoniła ' zuza tak mnie głowa boli, może jakiegoś kalafiora zjemy chociaż? ' o nie maderka <3 nie tym razem ; ****
Dziś zapisałam swoje plany na wakacje bardzo dokładnie i mam zamiar się ich trzymać choćby nie wiem co!

- rzucam palenie, nie chcę umierać, mieć żółtych zębów i szarej cery, mam 16 lat nie mam czasu na trucie się
- wiadoma dieta 1000kcal, będę pić ogromne ilości wody dziennie zaczynając już to wszystko od jutra

- przestane obgryzać paznokcie, halo?! to jest jakiś głupi nawyk!
- wyleczę twarz z trądziku
- powtórzę podstawy chemii ( profil biol-chem od września )
- zapełnię szafe na nowy rok szkolny
- w razie wątpliwości przeczytam sobie ten wpis ze sto razy
- ćwiczenia codziennie najmniej 45min
POKAŻE WSZYSTKIM, ŻE STAĆ MNIE NA COŚ, ŻE JESTEM SILNA I WYTRWAŁA W TYM CO SOBIE POSTANOWIE.
MUSI SIĘ UDAĆ! I się uda, wierzę w to!! .
Co do ćwiczeń, zrobiłam sobie rozgrzewkę Mel B. Wszystko ładnie pięknie ale jak później sobie włączyłam 10 min na płaski brzuch.. Nie jestem w stanie. To głupie 10 min ale papierochy, dzisiejsza głodówka oczyszczająca która się udała, brak kondycji, sam tłuszcz zero mięśni, złe sampopoczucie.. to wszystko jak się złączy w kupe to jest jedno wielkie gówno xdd.
Dziś tylko woda i herbata z miodem. Mama też dziś na głodówce, ciekawe jak sobie poradziła.
Idę napić się wody i wchodzę na wasze blogi <3333.
*RODOS- rodzinne ogródki działkowe ogrodzone siatką
PS; hahahaha , właśnie matula zadzwoniła ' zuza tak mnie głowa boli, może jakiegoś kalafiora zjemy chociaż? ' o nie maderka <3 nie tym razem ; ****
↧
Ah Ewa Władymiruk. Zakochałam się w niej.
Ah Ewa Władymiruk. Zakochałam się w niej. Jet piękna, wysoka, chuda i ma cudownie charakterystyczną twarz. Tylko siedzieć i płakać ,że się nie wygląda jak ona.
________________________
°:::::::::::::::::::::::::::::::°
________________________
°:::::::::::::::::::::::::::::::°
↧
Wracam z SGD, bez fajerwerków. Cel? Na
Wracam z SGD, bez fajerwerków. Cel? Na początek 50.
Waga 55(!) kg
Wzrost 165
Dziś:
Kawa z mlekiem 80 kcal
2 landrynki 100kcal
Sałatka z rucoli, roszponki z pomidorem i soczewicą 150 kcal
5 pieczarek z pomidorem i żółtą fasolką- 150 kcal
Spalone: Bieganie- 350kcal
Bilans : +130kcal
Waga 55(!) kg
Wzrost 165
Dziś:
Kawa z mlekiem 80 kcal
2 landrynki 100kcal
Sałatka z rucoli, roszponki z pomidorem i soczewicą 150 kcal
5 pieczarek z pomidorem i żółtą fasolką- 150 kcal
Spalone: Bieganie- 350kcal
Bilans : +130kcal
↧
szkło.
“A jeżeli nie ma podszewki świata? Jeżeli drozd na gałęzi nie jest wcale znakiem tylko drozdem na gałęzi, jeżeli dzień i noc następują po sobie nie dbając o sens i nie ma nic na ziemi, prócz tej ziemi?”
Dieta płynna (dzień 1/ ?)
Wkurwia mnie to już. Wkurwia mnie to, że od poniedziałku do piątku pięknie trzymam się diety, a nadchodzi weekend i wszystko się po postu jebie. Nie jadłam dzisiaj, ale pod głodówkę tego podpisać nie można, bo piłam rzeczy typu kawa czy chociażby mleko. Nie wiem ile będę to kontynuować, ale postaram się chociaż do piątku. Jestem cholernie głodna, ale to nic.
Jestem zmęczona tym wszystkim. Po raz kolejny chcę się poddać, ale wytrzymam, nawet jeśli będzie to tylko te pieprzone pięć dni w tygodniu.
~
Ból nie odchodzi. Stale chowa się gdzieś w zakamarkach euforycznych epizodów.
↧
↧
1.
BILANS:
- kajzerka z pasztetem (280)
- Kanapka z szynką i serem (240)
- 6 truskawek (20)
- bagietka z masłem czosnkowym (550)
- 4 kostki czekolady (80)
Zwymiotowane: kotlet schabowy w panierce, 4 ziemniaki, 'kiść' kalafiora
Razem: 1170 kcal
Nie jest źle. Postaram sie zmniejszyć bilanse do 800 kcal, ale nie mniej i co najważniejsze: zdrowiej! Nie jest tak źle. Wczoraj też wyciągnełam koło 1000 kcal, ale też wymiotowałam. Muszę przestać, bo to już mnie wykańcza fizycznie. Strasznie się męczę.
Od jutra zaczynam też się rozciągać, bo jeszcze 2 miesiące temu robiłam szpagat stojąc, a teraz? Ćwiczyć zacznę po wystawieniu ocen, nie mam teraz do tego głowy ani czasu.
Zrobię co mogę. Postaram się.
Mam plan, że kiedy wreszcie przestanę palić to zrobię sobie Master Cleans na oczyszczenie
Zdrowa dieta + ćwiczenia = dobre samopoczucie
Chudego <3
Dziękuję za wsparcie <3
- kajzerka z pasztetem (280)
- Kanapka z szynką i serem (240)
- 6 truskawek (20)
- bagietka z masłem czosnkowym (550)
- 4 kostki czekolady (80)
Zwymiotowane: kotlet schabowy w panierce, 4 ziemniaki, 'kiść' kalafiora
Razem: 1170 kcal
Nie jest źle. Postaram sie zmniejszyć bilanse do 800 kcal, ale nie mniej i co najważniejsze: zdrowiej! Nie jest tak źle. Wczoraj też wyciągnełam koło 1000 kcal, ale też wymiotowałam. Muszę przestać, bo to już mnie wykańcza fizycznie. Strasznie się męczę.
Od jutra zaczynam też się rozciągać, bo jeszcze 2 miesiące temu robiłam szpagat stojąc, a teraz? Ćwiczyć zacznę po wystawieniu ocen, nie mam teraz do tego głowy ani czasu.
Zrobię co mogę. Postaram się.
Mam plan, że kiedy wreszcie przestanę palić to zrobię sobie Master Cleans na oczyszczenie
Zdrowa dieta + ćwiczenia = dobre samopoczucie
Chudego <3
Dziękuję za wsparcie <3
↧
WITAM
Na diecie 1000kcal dzisiaj
) Głowa mnie troche bolała bo pomyśleć ile ja jadłam wcześniej a ile zjadłam w dniu dzisiejszym
)
Wypiłam 1l wody jak narazie ale postaram sie łyknąć jeszcze ;**
Bilansik:
Serek wiejski ze szczypiorkiem + 2x grzanka z pomidorem = 176,25kcal ( śniadanie )
Activia pitna truskawka i porzeczka + grzanka = 202,5kcal ( drugie śniadanie )
Kurczak na parze + kalafior na parze = 280kcal (obiad)
Grzanka z serkiem Almette z ziołami - 88,5kcal ( podwieczorek )
+ 45kcal - lizak chupa chups
*792,25/1000kcal* <---- WIDZICIE TO? UDAŁO MI SIĘ DZISIAJ!
NIEWIARYGODNE !!!! :ooooo
Jutro szkoła na 7.20 i 2x wf, przyznam, że mi się nie chcę. Jeju już gówno robimy w tej szkole -.-
Życzcie mi miłego jutrzejszego dnia z tymi wszystkimi szmatami. Dobrze, że jest D. bo nie dałabym rady...


Wypiłam 1l wody jak narazie ale postaram sie łyknąć jeszcze ;**
Bilansik:
Serek wiejski ze szczypiorkiem + 2x grzanka z pomidorem = 176,25kcal ( śniadanie )
Activia pitna truskawka i porzeczka + grzanka = 202,5kcal ( drugie śniadanie )
Kurczak na parze + kalafior na parze = 280kcal (obiad)
Grzanka z serkiem Almette z ziołami - 88,5kcal ( podwieczorek )
+ 45kcal - lizak chupa chups
*792,25/1000kcal* <---- WIDZICIE TO? UDAŁO MI SIĘ DZISIAJ!
NIEWIARYGODNE !!!! :ooooo
Jutro szkoła na 7.20 i 2x wf, przyznam, że mi się nie chcę. Jeju już gówno robimy w tej szkole -.-
Życzcie mi miłego jutrzejszego dnia z tymi wszystkimi szmatami. Dobrze, że jest D. bo nie dałabym rady...
↧
"Prawdziwe piękno jest odblaskiem duszy." ri.pinger.pl/pgr398/79e0d816001f5bc153998810/17299-You-Are-Beautiful.jpg
↧