Pytanie jak na kozetce u psychologa... Postanowiłam sobie dzisiaj na nie odpowiedzieć, ale tak szczerze, pisemnie,bez owijania w bawełnę...
Wiadomo, że każdy normalny
człowiek, napisałby prawdopodobnie: zdrowie, rodzina, możliwe, że wiara, często pieniądze, pewnie znaleźliby się i tacy, którzy wymieniliby sukcesy zawodowe, podziw innych ludzi, miłość, życie w dostatku itp. itd.
Z pewnością i ja podpięłabym się pod niektóre, jak np.: zdrowie, udany związek, szczęśliwa rodzina, wiara, no i z pewnością też w miarę dostatnie życie... Ale w sumie jest jedna rzecz, która to wszystko przebija, bo bez niej, nie jestem w stanie cieszyć się niczym... to szczupła sylwetka i samoakceptacja... Nienawidzę swego ciała, wstydzę się go jak niczego innego, czuję się jakby moja dusza była uwięziona w obcym ciele, nie znoszę swojego odbicia w lustrze, nienawidzę patrzeć na siebie, lub gdy robią to inni... Umieram ze strachu, gdy mam się przy kimś rozebrać, stanąć nago, wyjść na plażę w bikini, lub na miasto w krótkich spodenkach. Nienawidzę swojego brzucha, nóg... Brzydzę się nimi... Nie akceptuję tego jak wyglądam i jest to przyczyną wielu niepowodzeń w moim życiu. Jestem zaborczo zazdrosna, wciąż czuję się przez nikogo nie akceptowana, nie kochana, czuję się śmieszna, jak obiekt drwin... Jestem zaszczuta, boję się wyjść do ludzi, nie lubię spotkań z innymi osobami, nawet z rodziną, zamykam się coraz bardziej w sobie i izoluję od świata... To nie da mi szczęścia, to nie sprawi, że będę miała cudowny związek, szczęśliwą rodzinę, że będę umiała cieszyć się każdą chwilą życia...
Jedynym sposobem by osiągnąć szczęście, to osiągnięcie idealnej sylwetki. Chcę być perfekcyjna! Chcę w końcu pokochać samą siebie, z uśmiechem wychodzić do ludzi, dumnie patrzeć im w twarz, chcę być spokojna i szczęśliwa...
Teraz skoro znam odpowiedź... nie pozostaje mi nic innego,jak urzeczywistnić swoje marzenia, muszę pokonać samą siebie, odnaleźć siłę by walczyć o swoje szczęście... Przysięgam sama sobie, że zrobię wszystko by być w końcu szczęśliwą!!!
"1 dzień diety
1 dzień bez słodyczy"
cel: -10kg
Wiadomo, że każdy normalny

Z pewnością i ja podpięłabym się pod niektóre, jak np.: zdrowie, udany związek, szczęśliwa rodzina, wiara, no i z pewnością też w miarę dostatnie życie... Ale w sumie jest jedna rzecz, która to wszystko przebija, bo bez niej, nie jestem w stanie cieszyć się niczym... to szczupła sylwetka i samoakceptacja... Nienawidzę swego ciała, wstydzę się go jak niczego innego, czuję się jakby moja dusza była uwięziona w obcym ciele, nie znoszę swojego odbicia w lustrze, nienawidzę patrzeć na siebie, lub gdy robią to inni... Umieram ze strachu, gdy mam się przy kimś rozebrać, stanąć nago, wyjść na plażę w bikini, lub na miasto w krótkich spodenkach. Nienawidzę swojego brzucha, nóg... Brzydzę się nimi... Nie akceptuję tego jak wyglądam i jest to przyczyną wielu niepowodzeń w moim życiu. Jestem zaborczo zazdrosna, wciąż czuję się przez nikogo nie akceptowana, nie kochana, czuję się śmieszna, jak obiekt drwin... Jestem zaszczuta, boję się wyjść do ludzi, nie lubię spotkań z innymi osobami, nawet z rodziną, zamykam się coraz bardziej w sobie i izoluję od świata... To nie da mi szczęścia, to nie sprawi, że będę miała cudowny związek, szczęśliwą rodzinę, że będę umiała cieszyć się każdą chwilą życia...
Jedynym sposobem by osiągnąć szczęście, to osiągnięcie idealnej sylwetki. Chcę być perfekcyjna! Chcę w końcu pokochać samą siebie, z uśmiechem wychodzić do ludzi, dumnie patrzeć im w twarz, chcę być spokojna i szczęśliwa...
Teraz skoro znam odpowiedź... nie pozostaje mi nic innego,jak urzeczywistnić swoje marzenia, muszę pokonać samą siebie, odnaleźć siłę by walczyć o swoje szczęście... Przysięgam sama sobie, że zrobię wszystko by być w końcu szczęśliwą!!!
"1 dzień diety
1 dzień bez słodyczy"
cel: -10kg
“Musisz dbać o własne ciało, masz je tylko jedno, więc traktuj je jak świątynię”