Quantcast
Channel: Wpisy oznaczone tagiem thinspiracje
Viewing all articles
Browse latest Browse all 4436

Wzruszająca historia Anety.

$
0
0
Wiesz, często spotykam się z opiniami, że anorektyczki to biedne i nieszczęśliwe dziewczyny. Kiedy są już chore, wszyscy znajdują dla nich empatię - nawet jeśli sami (przynajmniej po części) przyczynili się do ich choroby.

Nie wiem, czy to opublikujesz, ale pisząc wcale nie oczekuję zrozumienia i współczucia dla siebie, a raczej dla otyłych dziewczyn (a z tą, jak wszyscy wiemy, jest bardzo ciężko). Wcale nie jest mi łatwo - gdyby nie anonimowość, którą zapewnia internet, pewnie nigdy nikomu bym o tym nie opowiedziała.

Kiedy byłam małą dziewczynką, opiekowała się mną babcia. Nie wiem, dlaczego się tam znalazłam - dla rodziców jest to temat zakazany.
Babcia miała dość spory sklep i duże podwórko. W pobliżu nie mieszkały żadne dzieci, ale od najwcześniejszych lat miałam dużą wyobraźnię - przyjaciół sobie wymyślałam, nie potrzebowałam nawet zabawek, żeby się dobrze bawić. Byłam szczęśliwym, zawsze uśmiechniętym dzieckiem.
Oczywiście, do pewnego momentu. W sklepie babci największym powodzeniem cieszył się alkohol - obok była firma budowlana, więc niemal wszyscy jej pracownicy po pracy zaglądali do sklepu.  
Był wśród nich Pan (na wszystkich tak mówiłam) ze złotym medalikiem w kształcie litery K, krótko obciętą bródką i zielonymi oczyma. Zaprowadzał mnie na zaplecze, sadzał na kolanach, zdejmował koszulkę, spódniczkę i ...
Babcia była bardzo zapracowaną starszą panią, zauważyła tylko, że jestem smutniejsza, niż zazwyczaj. Kiedy przychodziłam do niej ze szklankami w oczach, mówiłam że się przewróciłam, zepsuła mi się zabawka - w każdym razie wiedziałam, że lepiej nie mówić prawdy. Zawsze dostawałam wówczas czekoladę. Szybko odkryłam jej uroki. Zaczęłam opychać się słodyczami.
Po jakimś czasie zrobiłam się pulchna. Pan ze złotym medalikiem, bródką i zielonymi oczami uznał, że jestem za gruba, za brzydka i więcej go nie widziałam.

Od tamtego czasu świat słodyczy i tzw. zbędnych kilogramów zaczął mi się kojarzyć z poczuciem bezpieczeństwa, spokojem, brakiem zagrożeń. Mimo to wciąż był we mnie niepokój - bałam się, że Pan wróci, więc jadłam jeszcze więcej słodyczy. Jadłam do bólu, dopóki nie robiło mi się niedobrze.
Kiedy miałam sześć lat, w moim życiu nagle pojawiła się mama. Przyjechała, często zabierała mnie do "Domu" - Mojego, nie babci, jak kazała mi o nim mówić.
Ciągle na mnie krzyczała, biła - strasznie się jej bałam. Znów pomagała czekolada.

Już w przedszkolu spotkałam się z pierwszymi przykrymi sytuacjami, jednak prawdziwe piekło zaczęło się w szkole.
Kiedy poszłam do pierwszej klasy, mama pracowała na dwa etaty, choć pieniędzy nam nie brakowało. Znów zamieszkałam u babci.
Byłam nadzwyczaj spokojnym dzieckiem - na przerwach siedziałam na ławce przed klasą, podczas gdy inne dzieci się bawiły. Oczywiście, pedagogom to pasowało, nie sprawiałam problemów, więc dla nich było ok.  
Kiedy szłam do drugiej klasy, zjawił się tata - on też nagle sobie przypomniał, że ma dziecko. Zamieszkałam w Moim Domu i pewne było, że już do babci nie wrócę.
Pierwsze niewybredne żarty na mój temat nie robiły na mnie wielkiego wrażenia, ale od kiedy pamiętam, ciągle myślałam, że jestem gruba, że muszę schudnąć. Chudnięcie stało się słowem-kluczem mojego życia. Mamie nie mogłam zwierzać się z poczucia upokorzenia, tacie też nie - byli dla mnie zupełnie obcy.

Nowo spotkani ludzie patrzyli na mnie krzywym wzrokiem, czasami szeptali coś między sobą. Ciągle czułam się gorsza. I samotna, bardzo samotna.
Miałam niezwykłą wyobraźnię. Przyjaciół miałam w głowie. Potrafiłam wymyślić jedną postać, jej znajomych - układać całe jej życie w głowie.
W końcu mama zaprowadziła mnie do dietetyka. Zaczęłam stosować się do jego zaleceń - kosztowało mnie to wiele wyrzeczeń, a nie przynosiło rezultatów. Mimo to, nie poddałam się.
Spotkałam chłopaka, świetnie się dogadywaliśmy. Koledzy śmiali się, że zadaje się z takim grubasem, "chyba nie chodzisz z tą świnią?" - pytali, kiedy spotkałam go idącego z przyjaciółmi.  
Spotykaliśmy się, ale na ulicy udawaliśmy, że się nie znamy.
Słuchaliśmy Sex Pistols i próbowaliśmy alkoholu. Bardzo kręciło mnie takie życie - ale w końcu kto "z takich" chciałby mnie znać?
Rok diety przyniósł pięć kilogramów mniej. Moje BMI wynosiło 28, ciągle dużo, dużo - za dużo...

Rozpoczęło się gimnazjum. Rozpoczęcie roku było jednym z najgorszych dni w moim życiu.
Stanęłam z boku, nie znałam nikogo z mojej nowej klasy. Ktoś zwrócił na mnie uwagę - szczupła blondynka. Szepnęła coś drugiej dziewczynie, pokazując na mnie palcem i obie wybuchnęły śmiechem. Potem podeszli do nich chłopacy. Blondynka znowu coś powiedziała - pewnie powtórzyła komentarz - i teraz śmiali się wszyscy. Łzy napłynęły mi do oczu, poczułam się strasznie.
W domu pół dnia płakałam. Miałam nadzieje, że znajdę kogoś miłego, że teraz moje życie się zmieni - wszystkie zabrali mi na początku.
Następnego dnia zaczęły się lekcje. Jeden z chłopców się spóźnił. "Usiądź koło koleżanki" - powiedziała pani i wskazała na miejsce koło mnie. "CO? Nie chcę tam siedzieć!", krzyknął chłopak i klasa znów się śmiała. Znowu ze mnie.

To była moja pierwsza w życiu głodówka. Pierwszy raz naprawdę schudłam. Byłam z siebie dumna.
(Kolega z podstawówki chodził do innej szkoły i nasz kontakt ograniczył się do mówienia "cześć" na ulicy.)
Przepisałam się do klasy, gdzie miałam jakiś znajomych. Okazali się mili, a ja pierwszy raz w życiu - akceptowana. Tylko pierwsze miesiące miały okazać się tak miłe, ale nie przyszłoby mi do głowy, że to tylko pozory.

Komentarze gimnazjalistów były bardzo bolesne. Wszyscy traktowali mnie powierzchownie, każdy dzień przynosił łzy i rozczarowania. Nie oczekiwałam już akceptacji i zrozumienia, chciałam zwykłego szacunku, traktowania mnie jak człowieka.
Zdrowe jedzenie nie przynosiło rezultatów. Ćwiczyłam. Z diety 1500 kcal przerzuciłam się na 1000. Często jednak przeżywałam chwile słabości. Po trzech miesiącach waga ciągle stała w miejscu. Miałam siebie dosyć, usłyszałam o samookaleczaniu. Od tamtego czasu emocje - zamiast jedzeniem - rozładowywałam żyletką.

Szybko 1000 kalorii uznałam za "za dużo". Ograniczałam, a każdy dzień, kiedy spożyłam więcej niż 1000, uważałam za przegrany. Doliczałam po paręset więcej, niż rzeczywiście zjadłam - przestałam wierzyć tabelkom z wartościami odżywczymi. "Czy to możliwe, że aż sto gram żarcia może mieć tylko 30 kcal?" - myślałam po zjedzeniu szpinaku. Wpisywałam 200. "Pasta do zębów musi mieć kalorie" - myślałam, myjąc zęby. Kolejne 100 do dzienniczka.
Jako cel wyznaczyłam sobie 10 kg w 2 miesiące. Ubyło 8. Kolejna porażka.
Na początku trzeciego miesiąca nie wytrzymałam - zjadłam ulubioną czekoladę. Kostka, jedna, druga - tabliczka i kolejna. Poszłam płakać. Wbijałam żyletkę tak głęboko, jak potrafiłam. Uderzałam głową o ścianę. Chciałam umierać.
Prawdopodobnie już wtedy byłam chora. W tym akcie rozpaczy przyszło mi do głowy rzyganie. Pomysł okazał się świetny - mogłam jeść co chciałam, rzygać i dalej chudnąć.

Kiedy po wakacjach pojawiłam się w trzeciej klasie o 20 kg chudsza, wszyscy zauważyli, podziwiali. Pierwszy raz w życiu zostałam zaproszona na imprezy, pierwszy raz nikt nie komentował.
Co piątek alkoholowe imprezy, co sobotę zakupy - w końcu mogłam kupić to, co mi się podobało, a nie to, co było na mnie dobre. Czułam się szczęśliwa, jak nigdy w życiu.

Starałam się nic nie jeść, ale raz-dwa w tygodniu urządzałam sobie uczty - słodycze, chipsy, słodkie napoje i wszystko, co lubiłam - potem do łazienki. I po sprawie.

Ciągle chudłam. Zaczęła wypadać mi włosy, ciągle było mi zimno, skóra zaczęła wyglądać okropnie.  
Uznałam to jednak za cenę - nowych przyjaciół, pierwszych miłości i całego szczęścia, które dawała mi nieotyła sylwetka.

Nie chcę się leczyć - kiedy zacznę jeść normalnie, zacznę tyć. Kiedy znów będę gruba, moje życie znów zamieni się w koszmar, znowu będę płakała, znowu będę zupełnie samotna. Wspomnienia upokorzeń są dla mnie wystarczającą motywacją - wolę umrzeć, niż wrócić do tamtego świata.

Pewnie przeczytacie to, odejdziecie od komputera i znowu nie powstrzymacie się od komentarzy na temat grubych osób.
Wbrew temu, co sądzicie - one też mają uczucia.
Kiedyś usłyszałam nawet, że takie komentarze są okey, pomagają im chudnąć. Trzeba być totalnym ignorantem, żeby tak myśleć - jeżeli tak bardzo chcecie je wspierać, zaprzyjaźnijcie się, albo chociaż zostawcie w spokoju.

W każdy razie nie zdziwcie się, jeśli grubasek, z którego dzisiaj się śmialiście, jutro będzie anorektyczką.

Viewing all articles
Browse latest Browse all 4436

Trending Articles


Sprawdź z którą postacią z anime dzielisz urodziny


MDM - Muzyka Dla Miasta (2009)


Częstotliwość 3.722MHz


POSZUKIWANY TOMASZ SKOWRON-ANGLIA


Ciasto 3 Bit


Kasowanie inspekcji Hyundai ix35


Steel Division 2 SPOLSZCZENIE


SZCZOTKOWANIE TWARZY NA SUCHO


Potrzebuje schemat budowy silnika YX140


Musierowicz Małgorzata - Kwiat kalafiora [audiobook PL]