Cholera zapomniałam o dniu ojca. Wróciłam z pracy a kwejk, demoty itp aż o tym trąbią. Prosiłam 2 dni temu mamę, żeby mu coś kupiła za mnie bo nie miałam pomysłu, ale też zapomniała. Kupiłam więc drogą desperacji w sklepie na rogu jakąś kartkę i napisałam w niej rymowane zabawne życzenia i wsadziłam doń banknota
W życiu nie widziałam żeby ojciec się tak z jakiegokolwiek prezentu ode mnie ucieszył. O życzeniowy wierszyk rzecz jasna się rozchodzi.
Ale wracając do tematu wałkowanego na blogu. Dzień wczorajszy raczej intensywny bo rano trening aerobowy, potem powiedzmy kolejny bo biegłam do pracy żeby się nie spóźnić. Bilans ok 1000 kcal. Nie powala, ale duma mnie rozpiera bo 2 razy w ciągu dnia wciskali mi ciasto, bo albo urodziny, albo mama upiekla, wieczorem na koncert i łyka alkoholu nie zrobiłam
pierwszy raz od niepamiętnych czasów na imprezie. Potem spać i rano zaś biegiem do pracy itd itd. Bilans ponad 1000 bo po kolacji zamykającej tysiaka nie mogłam sobie odmówić truskawek. Niedługo sezon się skończy a to ulubione owoce... na wieczór zaplanowany trening i sen.
aaaale mam elegancko brzuch truskawkowo pełny
niebiańsko!
Całuję i ściskam Was kochane!
Mari B.

Ale wracając do tematu wałkowanego na blogu. Dzień wczorajszy raczej intensywny bo rano trening aerobowy, potem powiedzmy kolejny bo biegłam do pracy żeby się nie spóźnić. Bilans ok 1000 kcal. Nie powala, ale duma mnie rozpiera bo 2 razy w ciągu dnia wciskali mi ciasto, bo albo urodziny, albo mama upiekla, wieczorem na koncert i łyka alkoholu nie zrobiłam



Całuję i ściskam Was kochane!
Mari B.