Odnoszę wrażenie, że ciągle zawalam.
Jutro wycieczka nad jezioro. Nie założę stroju kąpielowego, za chiny ludowe. Będą nas karmić żarciem dla psów. Ziemniaki nie wiadomo ile razy przetworzone, o mielonych kotletach nie wspominając. Więc... Biorę własne jedzenie. Makarony pełnoziarniste, warzywa, wafle ryżowe, kilka litrów wody. Wydaje mi się, że to dobre rozwiązanie. Fakt, będę tachać dwa razy więcej toreb niż reszta grupy, ale przynajmniej będę miała pewność, że obejdzie się bez zatrucia pokarmowego. Żarcia mam sporo, boję się, że za dużo, ale przecież zawsze można przywieźć z powrotem. Będę jeść mało, ale często. W brzuchu nie ma prawa mi zaburczeć.
***
Waga niby spada. Opornie, ale zawsze. Ostatnio stoi w miejscu, bo chwilowo straciłam kontrolę, ale wracam do siebie. Za 10 dni bal gimnazjalny. W sukience nie wyglądam najgorzej, w szpilkach potrafię chodzić, więc jestem dobrej myśli.
No i wakacje. Już jedną nogą tam jesteśmy. Muszę jeszcze schudnąć, ile się da. Jak najwięcej. Oczywiście nie popadając w skrajności.
Życzę Wam wszystkiego dobrego i pamiętajcie, że bardzo Was kocham. <3
Chudości!
thinspiracje:
*klik*
Miłego wieczoru,
M.